Stary Wiarus Stary Wiarus
2907
BLOG

Kto zapłaci tantiemy za “Hey Jude”?

Stary Wiarus Stary Wiarus Polityka Obserwuj notkę 36

 

Pytanko: czy  polskie Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju ukradło jeden z utworów muzycznych należących do najbardziej chronionych prawnie na planecie?

Bo widzicie chłopaki, jest taka głupia sprawa. “Hey Jude” (Lennon-McCartney 1968) nie jest własnością Platformy Obywatelskiej. “Hey Jude” nie jest własnością Rzeczpospolitej Polskiej. “Hey Jude” nie jest własnością Donalda Tuska. Kto chce sobie wycierać gębę cudzą wlasnością intelektualną, może jak najbardziej to czynić. Ale nie za darmo.

 

Prawa autorskie do “Hey Jude” są częścią katalogu piosenek Lennon-McCartney, obłożonego razem z resztą jego zawartości najostrzej pilnowanym copyright na planecie i wartego miliardy.

Kto jest obecnie właścicielem tych praw autorskich nieco trudno powiedzieć, ponieważ przechodziły one z ręki do ręki za miliardy dolarów.  Na rok 2014, jak się wydaje, katalog piosenek Lennon-McCartney należy częściowo do Sony Music, częściowo do spadkobierców Michaela Jacksona, a częściowo do Sir Paul McCartneya, ktory przez wiele dziesięcioleci próbował, z częściowym tylko sukcesem, odkupić prawa autorskie do tego katalogu.

Kiedy właścicielem całości praw do katalogu był Michael Jackson, zachodziła paradoksalna sytuacja, kiedy  Sir Paul McCartney musiał płacić pełnomocnikom prawnym Michaela Jacksona tantiemy za każde publiczne wykonanie “Hey Jude”, czyli za publiczne śpewanie własnej piosenki. Nie mając innego wyjścia, Sir Paul płacił.

 

I tu jest, moje kochane lemingi, pies pogrzebany. “Hey Jude” dalej do kogoś należy. Wszystko jedno konkretnie do kogo, ale na pewno piosenka nie jest ani niczyja ani darmowa. Za każde publiczne odtworzenie “Hey Jude”, w dowolnym wykonaniu, należy się kasa. W radio, w telewizji, w pubie, w galerii handlowej, w windzie.

Za każde obejrzenie spota “10 lat świetlnych” na You Tube, wlaścicielom praw autorskich do “Hey Jude” należą się tantiemy. You Tube pracowicie to zlicza, więc sprawdzenie ile razy publicznie odtworzono chroniony prawnie utwór nie przedstawia kłopotu.

Mało tego, za każde obejrzenie Donalda Tuska niemiłosiernie fałszującego “Hey Jude” na You Tube też należy się kasa – wszystko jedno kto śpiewa, nieważne jak kompetentnie, ważne że publicznie. Premier RP może bezpłatnie śpiewać “Hey Jude” pod prysznicem, albo przy goleniu, albo na prywatnej balandze, ale jeżeli śpiewa “Hey Jude” publicznie  i  nie płaci tantiem, to narusza prawa autorskie, które mają konkretnego, całkowicie pozbawionego poczucia humoru komercjalnego właściciela.

 

Otóż, misiaczki, jeżeli nie zakupiliście praw do wykorzystania “Hey Jude” przez MInisterstwo Infrastruktury i Rozwoju do celów propagandowych w telewizji i online, w co osobiście wątpię, bo najzwyczajniej was na to nie stać, to milion PLN na wyprodukowanie tego spota i sześć milionów PLN za jego nadanie w TVP już wkrótce będą się wydawały drobną kwotą. Drobną  w porównaniu z tym, co będziecie musieli zapłacić w tantiemach.

A zwłaszcza drobną w porównaniu z tym, co być może będziecie musieli zapłacić w ugodzie o odstąpienie od procesu cywilnego wytoczonego wam przez właścicieli praw autorskich do “Hey Jude” przed sądem brytyjskim lub amerykańskim za użycie utworu w polskim rządowym marketingu politycznym bez uprzedniej zgody wyrażonej na piśmie przez właściciela praw autorskich.

Czy nie zastanowiliście się nigdy na tym, dlaczego taki na przykład rząd Stanów Zjednoczonych nigdy nie podłożył pod żaden polityczny commercial duszoszczypatielnych słów  i muzyki “Imagine”, albo “Hey Jude”?  Bo go nie stać na zakup tak kosztownych praw autorskich. 

 

Macie papier od właścicieli katalogu Lennon-McCartney na wykorzystanie oryginalnej ścieżki dźwiękowej The Beatles w tym rządowym spocie? Nie macie? No to powodzenia.

 

Donald zapłacił tantiemy za publiczne odśpiewanie “Hey Jude” zza biurka premiera? Nie zapłacił? No to powodzenia. Na to nie ma immunitetu.

 

Uwaga dla rodaków zamieszkałych w Wielkiej Brytanii:Kto pierwszy ustali która kancelaria adwokacka reprezentuje interesy Sir Paula (prawdopodobnie właściciela części praw do katalogu) i doniesie o szczególnie zuchwałej kradzieży jego własności intelektualnej, być może będzie mógł wynegocjować  “finder’s fee”. W tych okolicznościach to może być poważna suma.

 

 

Przy okazji:

 

 

Szanowna Administracjo S24

Wywalono bez śladu moją notkę pod tytułem "Prezydent gdzieś poleci i wszystko się zmieni" . Uprzejmie zapytuję, czy na S24 istnieje embargo na cytaty z publicznych wystąpień polityków polskich, i czy wszystkich, czy tylko niektórych.

Z powaźaniem
Stary Wiarus

 

 

 

 

 

emigrant (nie mylić z gastarbeiterem)       

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka