Stary Wiarus Stary Wiarus
1867
BLOG

Nazywam się milion, panie ministrze Waszczykowski

Stary Wiarus Stary Wiarus Polityka Obserwuj notkę 49

 

 

TVN24: Podczas spotkania z Polakami mieszkającymi w Szkocji szef MSZ zwrócił uwagę, że polscy dyplomaci w ostatnich latach spotykają się z trzema falami emigracji: z okresu II wojny światowej, z lat 80. XX wieku oraz z najnowszą, która wyjechała w poszukiwaniu pracy.

- W imieniu nowego rządu tych najnowszych emigrantów muszę serdecznie przeprosić. Polska nie sprostała, aby wam zagwarantować godne warunki życia i pracy. Ale Polacy zawierzyli nowym władzom, uznali, że nowe władze zapewnią dobrą zmianę i spowodują to, aby przynajmniej część, ci, którzy będą chcieli, jednak do Polski mieli po co wrócić – powiedział minister do Polaków mieszkających w Szkocji.

Zaznaczył, że program obecnego rządu jest skierowany nie tylko do mieszkających w Polsce, ale również do wszystkich, którzy jednak do Polski chcieliby wrócić.

- Potrzebujemy was, potrzebujemy waszej energii, potrzebujemy waszej wiedzy, waszego doświadczenia, które zdobyliście w innych krajach, waszych umiejętności językowych – przekonywał Waszczykowski.

 

 

 

Szanowny Panie Ministrze,

 

Z przykrością zawiadamiam, że sugestia pańska, abym po ponad trzydziestu latach emigracji zgłosił się z dorobkiem całego życia w zębach do Urzędu Skarbowego właściwego dla mojego ostatniego adresu zameldowania w PRL, (z którego zresztą nigdy się nie wymeldowałem, a zatem formalnie rzecz biorąc zapewne nigdzie nie wyemigrowałem, a tylko mi się tak roi), a tam już będą wiedzieli, co  ze mną zrobić, została załatwiona odmownie.

 Jeśli pana nie ciekawi dlaczego, proszę przestać czytać w tym miejscu.
Jeśli  interesują pana przyczyny, proszę kontynuować,
 

Nie czuję się na siłach komentować pańskiego oświadczenia w odniesieniu do emigracji po II wojnie światowej ani najnowszej emigracji zarobkowej. Mam natomiast dla pana kilka słow na temat fali emigracyjnej lat 80-tych XX w., do której sam się zaliczam. Pan profesor Dariusz Stola z IPN nazwał nas "pokoleniem straconych Polaków" i oszacował w 2002 roku naszą liczebność na około milion osób, spośród ktorych prawie nikt nie wrócił do Polski i zapewne już nie wróci (zob. Biulletyn IPN nr 3/2002)

 

"Potrzebujemy was, potrzebujemy waszej energii, potrzebujemy waszej wiedzy, waszego doświadczenia, które zdobyliście w innych krajach, waszych umiejętności językowych"

Z całym szacunkiem, panie ministrze, to jest oświadczenie w trzeciej spośród trzech kategorii prawdy jakie wyróżniał śp. ks. Józef Tischner (świnto prawdo, tyz prawdo i g... prawdo).

Nie potrzebujecie od nas żadnej z tych rzeczy, które pan minister wymienił. Przeczy temu doświadczenie tych z nas, którzy do Polski wrócili, a następnie z przerażeniem  emigrowali po kilku miesiącach z powrotem na Zachód, żeby jeszcze raz zaczynać wszystko od początku. Na ogół z powodu krajowych doświadczeń z implementacją przez aparat państwa zasady "u nas taki mądry nie będziesz!". Być może z ministerialnego poziomu tego nie widać, ale nic tak nie cieszy polskiego urzędnika niż rzucenie tego zdania komuś w twarz.

Mylicie potrzeby  z życzeniami. W rzeczywistości, chcecie od nas posłuszeństwa, pieniędzy i pośrednictwa w sprawach, tórych sami zalatwić nie możecie lub nie potraficie. Uważacie, że się wam od nas te rzeczy z definicji należą,  bo mistyczna wieź krwi, Kościuszko, Pułaski, husarze pod Kircholmem etc. Kiedy je od nas dostajecie, w mgnieniu oka tracicie zainteresowanie diasporą – do następnego razu, kiedy trzeba wam będzie coś załatwić, wybudować pomnik lub wyrazić komuś oburzenie.

Gdy wam czegoś trzeba, konsulowie przybiegają w lansadach. Gdy nam potrzeba czegoś poza makatką łowicką, głuchniecie.

Nalegacie na podróże diaspory do kraju na paszportach polskich. Dla osób dawno już naturalizowanych w krajach stałego zamieszkania i ich dzieci tam urodzonych, nieopatrzne spełnienie tego żądania zamyka w mgnieniu oka drogę do jakiekolwiek kariery wymagającej uzyskania certyfikatów bezpieczeństwa  – wojsko, policja, administracja państwowa, przemysł hi-tech, przemysł z kontraktami dla wojska, krytyczna infrastruktura, badania podstawowe finansowane przez państwo i wiele innych.

W większości krajów Zachodu, zwłaszcza zamorskich, jak najbardziej wolno mieć dwa obywatelstwa, kraju urodzenia i kraju naturalizacji. Ale jeśli się pracuje w czymś choćby tylko lekko wrażliwym, to wymagana na takich stanowiskach lojalność obywatelska jest niepodzielna.  Z legalnie posiadanego obywatelstwa obcego (czyli z perpektywy kraju naturalizacji – polskiego) nie wolno wtedy uzyskiwać żadnych wymiernych korzyści. Nie wolno mieć ważnego obcego paszportu kraju urodzenia. Nie wolno posiadać znaczących aktywów i lokat w tym kraju, głosować w obcych wyborach, prowadzić działalności społecznej na rzecz obcego państwa.

To się oczywiście nie stosuje do pomywaczy czy robotników budowlanych, którzy certyfikatów bezpieczeństwa nie potrzebują. Ale jak najbardziej stosuje się do Polaków naturalizowanych lub urodzonych z naturalizowanych polskich rodziców, aspirujących w krajach swego stałego zamieszkania do kariery wojskowej, urzędniczej lub naukowej w niektórych wrażliwych dziedzinach.

Niestety, wy w swoim zadufaniu zakładacie, że przecież Polacy pracują tylko na zmywakach, więc nie ma sprawy, nie zaszkodzą sobie…

Stanowisko RP w sprawie paszportów diaspory jest sztywniejsze niż komunistycznych Chin. Tam stosuje się zarówno de facto jak i de iurezasadę, że Chińczyk z ChRL, który wyemigrował do USA, naturalizował się tam i podróżuje do Chin na paszporcie amerykańskim, ma podczas pobytu w ChRL status prawny obywatela amerykanskiego, cudzoziemca. Jeśli chce być w Chinach traktowany jako obywatel ChRL, musi sobie wyrobić paszport chiński poprzez  konsulat ChRL w USA. Posługiwanie się podczas pobytu w Chinach jednym i drugim paszportem naprzemiennie, zależnie od tego z którym jest w danej sytuacji korzystniej, jest przez prawo chińskie zakazane i karane.

 

Czy pan wie, panie ministrze, dlaczego nigdy nie będzie mógł pan ogłosić z duma, że Polak został w Australii posłem lub senatorem? Dlatego, że konstytucja australijska wymaga, by parlametarzysta miał obywatelstwo wyłącznie australijskie. Odpowiednie przepisy wykonawcze stanowią że dla objęcia mandatu, podwójny obywatel wybrany do parlamentu musi zrzec się obcego, czyli nie-australijskego obywatelstwa.

W najpospolitszej tutaj sytuacji nie ma z tym żadnego kłopotu. Wielu australijskich parlamentarzystów ma rodziców pochodzenia brytyjskiego i odziedziczyło po nich obywatelstwo Zjednoczonego Królestwa. Niektórzy nie urodzili się w Australii, lecz przybyli do niej z obywatelstwem bytyjskim jako dzieci. W razie konieczności zrzeczenia się obywatelstwa UK po wyborze do parlamentu, zrzekają się go  takiej samej procedurze w jakiej zrzekł się swego obywatelstwa brytyjskiego jeden z pana poprzedników,Radosław Sikorski.

Formularz z siedmioma pytaniami, z tego czterema o personalia. Czek z niewysoką opłatą administracyjną. Koperta. Znaczek. Poczta. Decyzja administracyjna młodszego urzędnika Home Office, termin rozpatrzenia sprawy 30 dni, brak prawnej możliwości odrzucenia wniosku o zrzeczenie się obywatelstwa brytyjskiego w czasie pokoju (można go odrzucić w pewnych uzasadnionych okolicznościach podczas wojny). Wielka Brytania nie jest zainteresowana przykuciem swego obywatela za nogę do obelisku Nelsona na Trafalgar Square i stoi na stanowisku, że to jego własna sprawa, czy chce mieć brytyjskie obywatelstwo, zwłaszcza że bezpaństwowcem nie zostanie, bo ma również australijskie.

 

Gdybyśmy natomiast wybrali w Australii posłem lub senatorem Polaka, to już mu tak łatwo nie pójdzie, i przypuszczalnie straci mandat. Polskiego obywatelstwa bowiem zrzec się w praktyce niemal nie sposób.

\Konstytucja RP wprawdzie na to pozwala (art.34 ust.2), ale co z tego, skoro ustawa nakazuje uzyskanie osobistej (!) zgody głowy państwa na własnowolne zrzeczenie się obywatelstwa polskiego. Do złożenia wniosku wiedzie surrealna, stalinowsko-bizantyjska procedura, tor przeszkod administracyjnych tak zaprojektowany, by petentowi pokazać, gdzie raki zimują. Procedurę uczyniono tak upierdliwą, czasochłonną i kosztowną, jak tylko biurokracja polska wymyślić była w stanie. Potem tajna opinia konsula, który nigdy wnioskodawcy nie widział na oczy. Potem tajna ocena przez dwa ministerstwa w Polsce wedle tajnych kryteriów. Wreszcie suwerenna decyzja Prezydenta RP, bez żadnego ustawowego terminu, nie objęta prawem administracyjnym, niezaskarżalna do sądów, nie delegowana na nikogo, podejmowana w tym samym uznaniowym trybie co ułaskawienie skazanych lub nadawanie odznaczeń. W sumie dwa do czterech lat życia, kilkanaście tysięcy dolarów w kosztach, zupełny brak pwności wyniku, no i ta rozkosz w oczach resortowych dzieci w konsulatach RP, gdy cedzą przez zęby zza biurka "a pan myślał, że to tak łatwo?" czyli "u nas taki mądry nie będziesz…"

Pan jest podobno proeuropejski, panie ministrze Waszczykowski? Proszę poprosić do siebie dyrektora Departamentu Prawno-Traktatowego MSZ RP, i zapytać go, co uniemożliwia Polsce ratyfikację Konwencji Rady Europy o Obywatelstwie (European Convention on Nationality of 6 December 1997, ETS 166) podpisanej przez RP w 1999 roku. Otóż nie co innego jak ten klejnot proceduralny i ten tryb decyzyjny bez odwołania, którego konwencja zakazuje.

Jeśli pragnie się pan upierać, panie ministrze, że własnowolne zrzeczenie się obywatelstwa polskiego to zdrada, bo wszak Henryk Sienkiewicz i "Latarnik", Kościuszko i Pułaski oraz husarze pod Kircholmem etc. to proszę się nie krępować. Ale na sympatię naszych dzieci do kraju rodziców proszę w takim wypadku nie liczyć.

 

W bezinteresownej antagonizacji diaspory, aparat państwowy RP jest niedościgły.

 

PS1: Według ustawy o obywatelstwie polskim z 1920 r., dwukartkowego pomnika prostoty, logiki, i kryształowej polszczyzny, kto uzyskiwał obywatelstwo innego państwa, ten automatycznie tracił polskie. Automatycznie – bez furmanki papierów, dantejskich opłat i suplikacji do tronu. Ostatnie słowo w sprawie swego własnego obywatelstwa polskiego miał w intencji tej ustawy sam obywatel, który mógł naturalizować się lub nie naturalizować się tam, gdzie mieszkał, tym samym z wlasnej woli rezygnując z obywatelstwa polskiego lub z wlasnej woli je zachowując.

No a wy, niestety, nie możecie znieść tej wolnej woli jednostki, dym wali wam z uszu z oburzenia na myśl, że poddany, własność państwa, mógłby się temu państwu ze smyczy urwać. By temu zapobiec, przejęliście żywcem komunistyczne przepisy wymagające oficjalnej zgody głowy państwa (w PRL - Rady Państwa, w RP - Prezydenta) na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego na własny wniosek.

 

PS 2: Dlaczego "wy" a nie "my" w tej notce? Bo w świetle przyczyn polskiej emigracji, to nie polska diaspora musi zasłużyć na "my" w stosunkach z państwem, lecz odwrotnie.

emigrant (nie mylić z gastarbeiterem)       

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka