... gdyby pan Jacek Saryusz-Wolski, polityk, który wie wszystko, co skuteczny polityk wiedzieć powinien o Unii Europejskiej, zna języki, obyty jest z dyplomatyczną dżunglą, a przy tym wszystkim (lub pomimo tego wszystkiego) zachował był zdolność do zachowań patriotycznych i propaństwowych, mianowany został ministrem spraw zagranicznych RP?
Nigdzie nie jest wyryte w granicie, że minister nie może być bezpartyjny, ani że musi być posłem lub senatorem. Istnieje precedens, w swoim czasie pani Katarzyna Hall była ministrem edukacji nie będąc posłem, senatorem, ani członkinią żadnej partii. Pan Jacek Saryusz-Wolski jako minister spraw zagranicznych byłby całkowicie nieprzemakalny na sejmowe walenie kijem po prętach klatki przez Bandar Log* z PO i .N, z tego prostego powodu, że w Sejmie mógłby pojawiać się według własnego uznania, a nie wtedy, kiedy Bandar Log potrzebuje worka treningowego na ktorym mogłoby się odreagować.
Stawiam również dolary przeciw pustym orzechom laskowym, że dyplomatą i ministrem odpowiedzialnym za dyplomację pan Saryusz-Wolski byłby o rząd wielkości lepszym niż pan Witold Waszczykowski, a o co najmniej dwanaście rzędów wielkości lepszym niż pan Radosław Tomasz "przychodzi pan Jacek do burdelu" Sikorski. No i jeszcze, przy bezpartyjnym ministrze spraw zagranicznych, zarzut opozycji totalnej, że politykę zagraniczną RP dyktuje kot prezesa po linii partyjnej, trafia w próżnię. No i PO miałaby poważne problemy z próbami wpływania na postępowanie ministra, którego Platforma dopiero co ceremonialnie wyrzuciła z partii.
____
* © Rudyard Kipling, "Księga Dżungli"